piątek, 28 marca 2014

Vegemite, czyli co się jada w Australii

photo: vegemite.com.au
Jedzenie, przynajmniej dla mnie, jest nieodłącznym elementem podróżowania i zwiedzania nowych miejsc. Nieważne, czy to Australia, mała miejscowość na Podlasiu (ach ta kiszka ziemniaczana...), czy restauracja w jakimś europejskim mieście - zawsze odważnie próbuję potraw i produktów z danego regionu. Australia jest dobrym miejscem na takie eksperymenty, ponieważ wielokulturowość tego kraju sprawia, że ma się dostęp do kuchni z całego świata, bardzo często za rozsądną cenę. Ale dziś nie o tym. Bohaterem dzisiejszego postu będzie VEGEMITE!

Vegemite to pasta zrobiona z wyciągu z drożdży piwnych. Jego historia rozpoczęła się w 1923 roku, gdy młody australijski chemik doktor Cyril Callister pracujący w firmie Fred Walker Company opracował recepturę pasty do smarowania kanapek i tostów. Niestety produkt ten potrzebował blisko 20 lat, aby podbić australijski rynek, który był zdominowany przez angielskie Marmite.

Po udanej promocji marki Vegemite w 1939 roku z udziałem Brytyjskiego Stowarzyszenia Medycznego i reklamy w British Medical Journal, lekarze i eksperci pielęgnacji niemowląt zaczęli polecać pacjentom Vegemite jako bogate źródło witamin z grupy B oraz kwasu foliowego. Podczas II wojny światowej siły zbrojne hurtowo go kupowały ze względu na wysoką wartość odżywczą produktu, a firma Fred Walker musiała racjonować Vegemite w celu zaspokojenia popytu. Po zakończeniu wojny miłość do tego specyfiku nie przeminęła i produkt ten na dobre zagościł w australijskich domach, stając się częścią historii tego kraju.

W latach 50. stworzono reklamę, która przez długie lata pojawiała się w telewizji, a piosenka " Happy Little Vegemites" stała się nieoficjalnym hymnem Australii.

 


Chyba żaden australijski produkt nie zyskał takiej popularności na świecie, większość Australijczyków go po prostu kocha. Rocznie sprzedawanych jest około 22 milionów słoików tej pasty. Turyści kupują Vegemite jako pamiątkę, a podróżujący Australijczycy bardzo często zabierają ze sobą w podróż tubkę tego specyfiku.

Niestety nie wszyscy rozumieją fenomen tego produktu, większość przyjezdnych po prostu go... nie cierpi. Choć z wyglądu przypomina Nutellę i na pierwszy rzut oka ma się ochotę nabrać całą łyżkę tej pysznie wyglądającej brązowej mazi to taki wyczyn może okazać się... jednym z najgorszych doznań smakowych w życiu. Vegemite jest baaaaardzo (!!!) słone, ma specyficzny zapach, a w smaku przypomina kostkę rosołową lub maggi. Podstawową zasadą w jedzeniu tego produktu jest umiar! Produkt ten jest bardzo ekonomiczny, zużycie jest bardzo małe i starcza na długo, przynajmniej w polskiej rodzinie :) Wystarczy spojrzeć na poniższe zdjęcie: Nutella została kupiona kilka dni temu, natomiast słoiczek Vegemite gości w domu od blisko 2 lat.



Na pierwszym planie dzisiejszy bohater, z tyłu Nutella.


Zdjęcie było robione jakiś czas temu. Po tej Nutelli już dawno nie ma już śladu (zaznaczam, że zajmowała się nią tylko jedna osoba...), a Vegemite do dziś spokojnie leżakuje w lodówce.


Vegemite w różnych rozmiarach, do kupienia w każdym supermarkecie :)

Jeśli ktoś ma ochotę dowiedzieć się więcej na temat narodowego produktu Australijczyków to zapraszam tutaj. Również na Youtube można obejrzeć dziesiątki wyzwań czy degustacji Vegemite. Dla mnie najsłodszym filmikiem jest poznawanie nowych smaków przez dzieci (Vegemite 00:33 - 00:55).




niedziela, 16 marca 2014

Wybrzeże pełne niespodzianek

Sculpture by the Sea (rzeźba nad morzem) to organizacja, która powstała w 1997 roku w Sydney z inicjatywy Davida Handleya - prawnika, który porzucił pracę w korporacji i oddał się sztuce. Pierwsza wystawa miała miejsce na najsłynniejszej australijskiej plaży Bondi w tym samym roku. Od 10 lat gości ona również na zachodnim wybrzeżu Australii, w tym roku rzeźby można podziwiać od 10 do 24 marca.

Sculpture by the Sea jest jednym z tych wydarzeń w Perth, na które ciągną tłumy, większość chwyta za aparaty i pędzi na plażę Cottesloe, aby podziwiać te nietypowe dzieła sztuki. Młodzi i starzy, turyści i miejscowi, wszyscy widzą przed oczami zazwyczaj coś pięknego, niezwykłego, niewytłumaczalnego… do momentu, aż przeczytają opis artysty. Z drugiej strony na pewno jest to przyjemne doznanie, choć rzeźba w kształcie fali morskiej, składająca się z setek nieodzianych lalek Barbie dla mnie jest raczej groteskowym widokiem...

Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się się więcej na temat wystawy i artystów proszę wejść tutaj.

UWAGA! SZTUKA!
plaża Cottesloe















 


















PS. My byliśmy tam w piątek wieczorem, niestety największa i budząca najwięcej emocji rzeźba chyba nie wytrzymała tutejszych wiatrów i spuszczono z niej powietrze. Foto: Jarrad Seng.

środa, 5 marca 2014

Serpentine Valley

photo: serpentinevalley.com.au
3 marca obchodzi się w Australii
Laubor Day 
(Święto Pracy), czyli mieliśmy długi weekend. Z tej okazji postanowiliśmy pojechać na dłuższą wycieczkę za miasto. Tym razem wybór padł na Serpentine National Park, park położony ok. 55 kilometrów na południowy - wschód od centrum Perth. Bardzo chciałam zobaczyć tutejsze wodospady, jednak po drodze zatrzymaliśmy się w kilku miejscach na zwiedzanie, kawę, relaks, i... o godzinie 12.30 droga do parku z wodospadami była już zamknięta. Ze względów 
środowiskowych władze parku limitują      
wjazd na jego teren i spóźnialscy nie mają wstępu. 

Pomimo, że nas coś ominęło to zobaczyliśmy wiele pięknych miejsc! Serpentine Valley to nie tylko park i wodospady. Mieszczą się tam tamy, po drodze można podziwiać krajobrazy oraz miasteczka. Nasz pierwszy postój był w Byford. Najciekawsze w tym miasteczku były tablice z nazwą miejscowości i tym, czym zajmuje się tamtejsi mieszkańcy. 





Krajobrazy w drodze do Jarrahdale.

Tama Serpentine
 Tama Serpentine - przelew z tamy.
Eukaliptus
Tama Serpentine - przelew z drugiej strony tamy. 

Tama Serpentine


Mityczny totem  węża, który symbolizuje w kulturze aborygeńskiej nadzieję na to, że woda zawsze będzie zbierać się w rzece.
rzeka Serpentine
Jarrahdale wita!
Kawiarnia i punkt informacyjny w jednym, fajne miejsce tylko... kawa nie za dobra.






Kościół Anglikański Św. Stefana w Serpentine


Tama North Dandalup 







W oddali znak "Zakaz pływania" :)


"Zakaz skakania"